Bohdan Smoleń był legendą kabaretu od lat 70-tych. Największą popularność przyniósł mu kabaret „Tey” z Zenonem Laskowikiem. W wywiadzie sprzed prawie trzydziestu lat panowie opowiadali o swojej współpracy. To nie była łatwa relacja. O ich stosunkach i życiu Bohdana można więcej dowiedzieć się z filmu dokumentalnego właśnie emitowanego na kanale Netflix. Wspomina go syn i ludzie, którzy byli blisko niego.
Satyryk występował w Krakowie, a kiedy poznał Zenona Laskowika przeprowadził się już na stałe do Poznania. Tam mieszkał do końca życia.
– To dla niego w 1977 roku spakowałem walizkę i z całą rodziną przeniosłem się z Bielska-Białej do Poznania. Zenek doskonale czuł, jak powinien wyglądać prawdziwy kabaret – opowiadał Bohdan Smoleń w wywiadzie w 1995 roku. –
On dawał pomysł, a ja potrafiłem go rozwinąć. Świetnie rozumieliśmy się na scenie. Potem już z nikim nie pracowało mi się tak dobrze.
Kariera kabaretu „Tey”
„Tey” powstało w 1978 roku. Laskowik nadał mu formy, wymyślił i wykreował również swój duet ze Smoleniem. Po trzech latach wspólnej gry Mały i Duży stali się ulubieńcami publiczności i znała ich cała Polska.
– Wystartowaliśmy w zabawę, którą opatrzyliśmy kryptonimem „Tey”, bo nie było wówczas innej alternatywy – wyznał Laskowik. – Mówiliśmy głośno to, co ludzie cicho myśleli.
Z nadejściem stanu wojennego pomiędzy Laskowikiem a Smoleniem zaczęło dochodzić do nieporozumień.
– Zenek zachowywał się coraz dziwniej. Trudno określić, co się z nim działo. Dawniej nawet gdy improwizował na scenie zawsze wiedziałem, co mu odpowiedzieć. Później dostawałem gęsiej skórki, gdy miałem stanąć obok niego na deskach – wspominał Smoleń.
Laskowik nie zaprzeczał, że stan wojenny zburzył harmonię jego wewnętrznego świata.
– Wyszedłem jako ofiara tego okresu. Odreagowałem to psychicznie i dopiero po latach doszedłem do siebie.
Rozstanie Smolenia i Laskowika
– Ciężko się z nim dyskutowało, tym bardziej że był to człowiek, który zawsze musiał mieć rację. Kiedy przygotowywaliśmy „Przedszkole” poczułem, że to koniec. Nie lubię, gdy ktoś krzyczy, wprowadza hitlerowską atmosferę. Różne były formy tresury. Ale tego było za wiele. Czułem się jakbym uciekł z cyrku.
Laskowik obarczał siebie za rozpad duetu. W 1988 roku rozstali się i w tym czasie Bohdan Smoleń przeżył tragedię rodzinną. Jego syn Piotr popełnił samobójstwo. To był cios dla niego, ale przede wszystkim dla jego żony, Teresy. On szybko wrócił do pracy, bo tak chciał odreagować, zapomnieć. Ona była sama i się poddała. Rok po śmierci swojego dziecka również popełniła samobójstwo. Bohdan Smoleń wpadł w depresje, pił, ale nie potrafił żyć bez sceny. Imał się różnych rzeczy, w tym nagrywał piosenki disco-polo, za co był krytykowany.
– W ramach dwudziestolecia „Tey” przejechałem z Zenkiem Amerykę i Anglię i już nie chcę ani jednego dolara więcej z nim zarobić, bo to było fizycznie i psychicznie za dużo. Musiałaby chyba jechać karetka reanimacyjna dla wszystkich członków zespołu. Wtedy czułem, że prościej byłoby go zabić. Prokurator, więzienie, napisano by: w afekcie kara w zawieszeniu i koniec. A tak męczyliśmy się wszyscy, tolerując jego zachowanie, uświadamiając mu wciąż, że jest najlepszy, czapkując do ziemi od rana do wieczora. – wyznał Bogdan Smoleń.
W latach 2007-2010 przeszedł dwa udary mózgu i zawał serca. Był ciężko chory. Na końcu już nie mówił. Zmarł 15 grudnia 2016 roku.
Opracowano na podstawie tygodnika „Poznaniak” z 1995 roku.