Danuta Błażejczyk wspomina Zbigniewa Wodeckiego i ich występy. Podczas jednej ze wspólnych tras koncertowych wokalista pozwolił tylko jej obciąć swoje włosy.
Danuta Błażejczyk wystąpiła na festiwalu w Opolu w 1985 roku, a jej kariera nabrała tempa. Tam dostała nagrodę za indywidualność artystyczną za piosenkę „Taki miód i cud”, do której muzykę skomponował Włodzimierz Korcz, a słowa napisał Wojciech Młynarski. Za rok już nagrywała nową płytę i ruszyła w trasę koncertową.
Kiedy Bohdan Smoleń rozstał się z Zenonem Laskowikiem założył kabaret „Pod spodem”. Zapraszamy był na drugi koniec świata.
– Bohdan cieszył się wtedy wielką popularnością wśród Polonii. Pojechałam z tym kabaretem i wśród facetów byłam jedyną babą – śmieje się Danka Błażejczyk. – Razem koncertowaliśmy w Australii, w Kanadzie. Gdzie się on pojawiał musieliśmy organizować dodatkowe koncerty. Bardzo nas to radowało.
Innym razem wybrała się w trasę koncertową z Wojciechem Młynarskim do Polonii w Niemczech. Oni nie mogli przyjeżdżać do Polski, bo obawiali się, że już stąd nie wrócą. Czuli się pewniej na swoim terenie i dlatego bardzo chętnie przyjmowali artystów z Polski.
Danuta Błażejczyk o koncertach dla Polonii
– Polonię odwiedzaliśmy też ze Zdzisławą Sośnicką, Zbyszkiem Wodeckim, Pawłem Dłużewskim w USA. Potrafiliśmy na miesiąc tam wyjechać i koncertować. Bardzo miło wspominam tamte czasy. Dzidka jak nazywaliśmy Zdzisławę okazała się przesympatyczną osobą, ciepłą, z którą przyjemnie się pracowało. Ze Zbyszkiem i Pawłem zawsze było śmiesznie. Panowie prześcigali się w opowiadaniu kawałów, ale też sami robili sobie psikusy. Między innymi licytowali się na pompki, ile kto zrobi przed koncertem. Sośnicka miała duże poważanie wśród organizatorów jej koncertów w Stanach, bo zgodzili się jako jedynej zabrać z Polski swoich muzyków, sprzęt i realizatora.
Miesiąc to długi czas, aby się poznać lepiej. Ekipa się zgrała i nikt nie narzekał. Jednego dnia okazało się, że Zbyszek Wodecki potrzebował fryzjera dla swoich pięknych, bujnych włosów.
– Podchodzę do Pszczoły, bo tak go nazywaliśmy i proponuje moje usługi. Mówię do niego: Nic się nie bój. Andrzeja mojego obcinam od lat. Mam talent we fryzjerstwie. Obetnę i twoje włosy – opowiada Danuta Błażejczyk.
Zbyszek zgodził się i zaryzykował. Oddał się w ręce koleżanki z pracy. Nie narzekał, więc raczej był zadowolony.
Jeszcze przed Opolem Danka Błażejczyk jeździła w trasy koncertowe z Marylą Rodowicz jako jej chórek. Zjechali kawał Związku Radzieckiego, gdzie ich gwiazda była przyjmowana z honorami. W każdym miejscu występowali w halach na kilka tysięcy ludzi, a w Leningradzie na wielkim lodowisku, z którego zrobili ogromną scenę.
– Do każdego miasta lataliśmy samolotem. Maryla była tam bardzo znana. Dobrze nam się współpracowało, bo to też były długie trasy koncertowe. W jednej miejscowości akurat z Budką Suflera zakwaterowali nas w hotelu, gdzie w pokojach były pluskwy. Muzycy od nas poszli do Ałły Pugaczowej, z którą się znali i poskarżyli się. Od razu przenieśli nas do porządnego hotelu.
Danuta Błażejczyk o wizytach w ZSRR i NRD
Wokalistka wspomina, że ze Związku Radzieckiego przywoziło się kawior, a z Polski do nich jeansy. Ona jednak przyznała, że nie miała talentu do handlowania. Kupiła sobie czerwony, mały telewizor. Udało jej się sprzedać stare blachy do perkusji swojego męża i przywieźć mu pieniądze na nowe.
W drugą trasę po tym kraju wybrała się z Budką Suflera. Odwiedzała też NRD z innymi muzykami dając koncerty dla Polonii.
– Na granicy niemiecki celnik pytał, czy mam jakieś pieniądze. Przyznałam, że tak. On mi tłumaczył, że nie mogę przewieźć ich do Polski. Byłam tym oburzona i przeklinałam po polsku mówiąc między innymi, że mam ich w dupie. Niestety oni rozumieli nasz język. Kazali nam rozpakować wszystkie walizki i dokładnie sprawdzili każdy zakamarek. Na pomoc przyszli nam nasi celnicy, którzy poradzili, żebyśmy pojechali do pobliskiego miasteczka i kupili, co mogli za te pieniądze. Kupiłam wtedy buty Salamander, które mam do dziś.
Jedna odpowiedź